czwartek, 29 stycznia 2015

Autosugestia - czyli zrób sobie sam pranie mózgu.

Czym jest autosugestia? Jak zapewne się domyślasz, jest to sposób wpływania na samego siebie w celu wykreowania swoich przekonań. Służą ku temu określone myśli czy też wyobrażenia. Sugestia czy omawiana autosugestia jest o tyle ciekawym narzędziem co niebezpiecznym. Broń cudowna i mogąca okazać się obosieczna zarazem. 

Słowa mają moc twórczą. Potwierdzi to każdy nauczyciel retoryki, każdy psycholog czy specjalista od PR. Słowa kreują Twój pogląd na świat, ludzi i o Tobie samym. To co ktoś mówi do Ciebie czy nawet Ty sam, nigdy nie pozostaje bez echa w Twym umyśle. Jak już kiedyś wspominałem, tylko od Ciebie zależy jakie znaczenie i rolę im nadasz w Twoim wewnętrznym świecie.

Jest to o tyle istotne, ponieważ ludzka podświadomość nie zna żartów. Przyjmie wszystko co się do niej dostanie. Przed totalnym jej zaśmieceniem chroni nas umysł świadomy, czyli myślenie krytyczne (inaczej logika). Dlatego też, jeśli świadomie powtarzasz taką a nie inną opinię o sobie, to w końcu podświadomość przyjmie ją za prawdę. To z kolei będzie skutkować takim a nie innym przekonaniem o sobie samym.

Przykładowo, masz iść na jakieś spotkanie. Nieważne czy to randka, rozmowa kwalifikacyjna, egzamin czy casting do "Trudnych spraw". Znając życie zakładam, że powiesz coś w stylu: "no dobra spróbuję, ale pewnie i tak mi się nie uda, coś skopię i jak zwykle nici z tego." W tym momencie już sobie strzelasz gola do własnej bramki. Podświadomość przyjmuje te słowa jak komendę, którą zacznie z automatu wcielać w życie, nie bacząc na konsekwencje. Tak działa samospełniające się proroctwo. Podświadomie prowokujesz zachowania, które dadzą najmniej pożądany efekt. Prawo Murphy'ego - "Jeśli coś ma się nie udać, nie uda się na pewno." Niezamierzona autosugestia zapewne storpedowała niejeden Twój zamiar. Obawy przekładają się na emocje, a te zostają urzeczywistnione.

No dobrze, ale jak przełamać taki stan rzeczy? Odpowiedź jest bardzo banalna, tak banalna, że brzmi jak frazes. (Tak - tym razem obejdzie się bez psychotropów - jeśli na to liczyłeś, przykro mi.) Panaceum to stosowanie pozytywnych autosugestii. Czyli wykładając to łopatologicznie - zakładasz pozytywny scenariusz i stany emocjonalne.

Najprościej to zrobić siadając w jakimś odosobnionym miejscu. Np. zamykasz się w pokoju i usadawiasz wygodnie na fotelu. Ważna rzecz byś się rozluźnił gdy już się ułożysz na fotelu. Potem zamknij oczy. Gdy się rozluźnisz, zauważysz że wraz z rozluźnieniem ciała przychodzi uspokojenie umysłu. Fizyczne rozluźnienie przekłada się na odprężenie umysłu, a to z kolei zwiększa podatność na sugestię. 

Jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało, gdy już się rozluźnisz zacznij powtarzać przykładowo: "Jestem wartościowym człowiekiem. Jestem pewną siebie i pogodną osobą. Dam radę." Zakładając, że będziesz powtarzać sobie bezkrytycznie po kilka - kilkanaście razy te słowa jak mantrę (tak ze 3 razy dziennie ) zaczniesz w końcu to wierzyć. Idąc dalej, po jakimś czasie zauważysz różnicę w swoim zachowaniu.

Dobrym pomysłem, jest przygotowanie sobie planu, który by dokładnie określał jak chcesz sobie przedstawić swoje pragnienia. Najlepiej wyzbyć się negatywnych stwierdzeń typu "nie mogę, nie dam rady". Tylko sobie w ten sposób rzucasz kłody pod nogi. Lepszym pomysłem jest wmawiać sobie "spróbuję, dam radę" itd.


środa, 15 października 2014

Siła przekonań.

Przekonania - absolutnie każdy je ma, każdy w jakimś przekonaniu tkwi.  Zarówno ja jak i Ty żyjemy według jakichś przekonań. Filozofii życia, swej religii - jak zwał tak zwał. Nawet jeżeli zarzekasz się że nie masz swej "religii"to jesteś w błędzie, bo wyznajesz przekonanie że nie masz przekonań. 

Twe przekonania determinują jak postrzegasz otaczającą Ciebie rzeczywistość. Przykładowo są ludzie, którzy żyją w przekonaniu, że najważniejsze są problemy i dobro innych. Wszystko co robią jest podporządkowane temu przekonaniu. Zapominają przy tym o swej wartości. Gdy taka osoba zda sobie sprawę, że postępuje nielogicznie, przypomina to uczucie jakby dostała pałką przez głowę.

Najzabawniejsze jest to, że ulegamy praniu mózgów. Czy w to wierzymy czy nie słowa mają moc kreowania ludzi. To w jaki sposób zachowujemy się wobec otaczających nas ludzi zawsze wywołuje reakcję. Tak samo zachowanie Twego otoczenia nie pozostaje bez echa w Twojej głowie.

Jako małe dzieci bezkrytycznie wierzyliśmy w to co nam mówili rodzice i inni dorośli.  By wbić dziecku przekonanie, że jest do niczego wcale nie trzeba się natrudzić. Dla dziecka rodzic czy dorosły są jak wyrocznia. Wystarczy, że rodzic (albo inny dorosły) będzie dziecku wytykać jego niepowodzenia, mówić że jest do niczego a na bank dopnie swego. Skoro mama, tata traktują dziecko jak śmiecia to jak ma ono o sobie myśleć inaczej? "Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi?" 

Jeżeli czytałeś jeden z moich poprzednich postów ("Czerwony długopis narzędziem zagłady") to masz już pojęcie, że takie pranie mózgu nieraz wygląda niepozornie. Po płaszczykiem pozornie niewinnie wyglądających zachowań, w Twej głowie są zasiewane chwasty, które potem utrudniają Tobie życie.

Wierzyłeś lub nadal wierzysz w to co mówili inni, ale chciałbyś jednak zaznać czegoś innego co niekoniecznie im się spodoba. Trudno to ze sobą pogodzić. Wymaga to ciągłej pracy byś stał się osobą, która rozumie, że też ma swoją wartość.

Dużo wygodniej jest szukać wymówek by nie zrobić pierwszego kroku (i każdego następnego). Lepiej siedzieć w zakutej puszce. Jak już wspominałem kiedyś, wiele z tego co myślisz i o czym jesteś przekonany z logiką ma tyle wspólnego co rządy Donalda T. z dobrem kraju. 

To w co wierzysz i odczuwasz to często mieszanka tego co Ci wbijano do głowy jako dziecku. W głowie masz silny głos mówiący Ci: "jesteś beznadziejny!" Głos z biegiem lat odbija się co raz szerszym echem po Twej głowie zadając Tobie mentalny gwałt a Ty się tylko nakręcasz. Prawdopodobnie każdy ma taki głos w głowie. Różnica między kimś bardziej ogarniętym a Tobą polega na tym, że taki ktoś lepiej kontroluje swe destruktywne emocje. Być może wewnętrzny głos tej osoby jest bardziej pozytywny, albo nauczyła się go totalnie wyciszać. Zrozum, że słuchając tego krytycznego głosu stale będziesz się czuć źle ze samym sobą ponieważ uwierzyłeś w te kłamstwa. 

Przez wieki ludzi mieszkających w Europie blokowało przekonanie, że Ziemia jest płaska. Przepłynięcie Atlantyku to prosta droga do piekła a na północy są góry magnetyczne, które z okrętu wydrą wszystkie gwoździe i inne stalowe elementy. A tu nagle pojawia się taki jegomość z Genui i ogłasza wszystkim, że chce przepłynąć Atlantyk. Był święcie przekonany, że da się to osiągnąć. Zaryzykował i dopiął swego. 

No dobra powiesz, że nie jesteś Kolumbem tylko nikim. Strasznie irytujące gadanie albo ja jestem aż nazbyt nonszalancki. Wielcy tego świata to tacy sami ludzie jak Ty czy ja. Tak samo umierają, tak samo muszą jeść, pić czy chodzić do klozetu. To co ich różni od Ciebie to ich przekonania.  Tylko przekonania stoją na drodze by z punktu A dostać się do punktu B. 




niedziela, 24 sierpnia 2014

Jak skutecznie rozwiązywać swe problemy.

Na temat można znaleźć masę książek. Grubszych lub chudszych. Jedne są mniej a drugie bardziej sensowne. Osobiście chciałbym Ci przedstawić najprostszy schemat. Najprostsze metody są najlepsze - bo po co sobie utrudniać?

Po pierwsze przyjmij podstawowe założenie - jak na spowiedzi - liczy się KONKRET! Wiele osób męczy się ze swymi problemami bo nie chce bądź boi się je nazwać po imieniu. "A bo to brzydko brzmi, a to nie wypada..." blablabla... itd. Innym często popełnianym błędem jest wymuszanie na sobie poszukiwania rozwiązania. Chodzi mi tu o schemat myślowy oparty o "muszę". Jak już wcześniej wspominałem taki schemat powoduje tylko wywieranie na siebie presji. W przypadku nie osiągnięcia zadowalających Cię rezultatów pogłębi tylko frustrację.

Więc jak to zrobić by było dobrze?  Na początek przyjmij do wiadomości, że nie jesteś swymi myślami. Gdyby tak było to w chwili gdybyś pomyślał o zabiciu kogoś to byś to z automatu zrobił. A przecież nie chodzisz i nie mordujesz każdej napotkanej osoby, która Cię zdenerwowała - prawda? Nie każda więc myśl jest wprowadzana w czyn. Myśli można zmieniać.

Problem z szukaniem rozwiązania problemu jest taki, że wiele osób szuka na siłę rozwiązania, nie zadawszy sobie wcześniej odpowiednich pytań. To jak przeprowadzanie operacji na żywym człowieku nie postawiwszy wcześniej diagnozy.

Przejdźmy jednak do schematu. Generalnie pytania i odpowiedzi warto sobie rozpisywać na kartce. Przykładowo - denerwuje Cię Twoja obecna praca. Pierwsze pytanie jakie należy sobie postawić: co takiego konkretnie mnie denerwuje w tej pracy? Po czym zapisz je na kartce. Odpowiedź "wszystko" odpada. Być może nagle masz za dużo pracy i fizycznie nie wyrabiasz? Więc może warto poprosić szefa by zorganizował Ci pomoc? Być może to szef Cię denerwuje (albo ktoś z pracowników). No dobrze, ale co konkretnie w jego zachowaniu? Może jest małostkowy, uszczypliwy, apodyktyczny itd.? Czasem bywa tak, że sam nie wie, że jego zachowanie tak działa na Ciebie więc może warto pogadać? Ewentualnie jeśli to wyjątkowo upierdliwa osoba to może czas zmienić pracę?
Podsumowując należy się zapytać samego siebie co i dlaczego konkretnie jest dla mnie problemem. Wypisać na kartce te pytania. Potem należy sobie zadać pytania typu "co zrobić aby to zmienić?"

Wielu ludzi nie rozmawia ze sobą bo panuje chory mit, że to oznaka szaleństwa i pierwszy krok do wylądowania w pokoju bez klamek. A tym czasem zadając sobie odpowiednie pytania (nawet na głos) możesz sobie pomóc. Jeśli dobrze pamiętasz, poradziłem pisanie pamiętników czy dzienników. Jakby nie patrzeć jest to pewna forma rozmowy ze sobą. Jest udowodnione, że samo prowadzenie dialogu ze sobą np. poprzez spisywanie myśli na kartce ma właściwości uzdrawiające. Wiele sfrustrowanych osób po przejściach przyznało, że długi czas nie mogło pozbierać myśli do kupy. Dopiero gdy zaczęli wszystko co przeżyli opisywać na papierze (a więc konkretyzować) ich myśli powoli się porządkowały.





 

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Uścisk ma znaczenie...

Uścisk dłoni - najpowszechniejszy zwyczaj powitalny na świecie. Jest dla nas tak oczywisty, że czasem nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo. Bywają sytuacje w życiu zawodowym, że od jednego uścisku może zależeć nawet przyszła kariera (lub jej brak).

Zwyczaj ma podłoże historyczne. Jako, że większość ludzi jest praworęczna, dawniej podanie prawicy oznaczało, że nie ma się broni w ręce - a więc dawało się sygnał pokojowego nastawienia do rozmówcy. Przywitanie się lewą ręką niby o niczym nie świadczy, ale zawsze to jakoś dziwnie - z resztą spróbuj kiedyś przywitać się w ten sposób i zaobserwuj reakcje ludzi, którym podasz dłoń.

Negatywne odczucia wzbudza - zwłaszcza w przypadku mężczyzn - slaby uścisk. Może to oznaczać obojętność rozmówcy albo brak siły przebicia. W świecie biznesu, osoba z takim uściskiem nie zrobi kariery albo bardzo szybko ją skończy. 

Z kolei silny uścisk może być cechą osoby, która lubi forsować swe zdanie i ma sporą siłę przebicia. U wielu osób może się wtedy odpalić skojarzenie: "ten facet jest kompetentny". Pamiętaj jednak by odpowiednio miarkować siłę uścisku, by Twój rozmówca nie miał wrażenia, że wetknął dłoń w prasę hydrauliczną. 

Istnieją nawet badania, które dowodzą, że mężczyzna o silnym uścisku dłoni jest bardziej atrakcyjny fizycznie a do tego bardziej zdecydowany. 

Przy powitaniu należy pamiętać o kilku zasadach, które rządzą tym zwyczajem.  Przede wszystkim w pracy to szef/ przełożony zawsze podaje rękę pierwszy - nigdy podwładny. Jeśli Ty albo Twoi znajomi z pracy pierwsi idziecie do szefa z wyciągniętą dłonią to wychodzicie wtedy na sługusy/lizusy/ pachołki i ogólnie takie zachowanie jest nietaktowne. Podobnie ma się sprawa w życiu codziennym. Osoba starsza wyciąga pierwsza dłoń w stronę młodszej. Tak samo gospodarz domu względem gościa itd.

Prócz tego dochodzą różnice kulturowe. W krajach germańskich (nam też się udzielił) zwyczaj potrząsania dłonią drugiej osoby. Potrząsa się zawsze i wszędzie, nie ważne czy to dłoń znajomego czy nowo poznanej osoby. Tak się robi przed i po spotkaniu biznesowym. 

Inaczej ma się tu trochę sprawa u Amerykanów.  Nie od dziś wiadomo, że ta nacja słabo rozumie zwyczaje panujące wśród ludzi z państw europejskich. Zasady potrząsania dłonią nie są tutaj wyjątkiem. Europejczyk zazwyczaj lekko pochyla głowę w stronę rozmówcy przechylając się przy tym nieco. Amerykanin zaś w takiej sytuacji stoi prosto i sztywno jak kołek w płocie. 

Jeśli chodzi o kraje arabskie, to tam zwyczaj ten ma dużo bardziej ekspresywną formę. Potrząsanie jest tam długie i często powtarzane.  Totalnym przeciwieństwem są tutaj Japończycy. Wyciągając dłoń w stronę Japończyka możesz zostań uznany za nietaktowną i nazbyt poufałą osobę. W Japonii powitanie to głęboki ukłon w stronę drugiej osoby. 

Przy uścisku dłoni ma też znaczenie ich ułożenie, a nie tylko siła uścisku. Od tego czy właściwie ułożysz swą dłoń względem dłoni rozmówcy może zależeć czy już na starcie podkreślisz swoją dominującą pozycję w rozmowie.
Przyjrzyj się teraz zdjęciu po lewej.  Zwróć uwagę na dłonie.  Jak widać moja dłoń jest ustawiona wierzchem do kamer (ew. może być wierzchem do góry). W mowie ciała taki układ uścisku świadczy o tym do kogo należy inicjatywa w danym wypadku. Dlatego warto zwracać uwagę na taki drobny szczegół np. podczas rozmowy handlowej, poznawania nowej osoby itd.


No dobrze, ale co zrobić kiedy kiedy Twa dłoń nie jest wierzchem do góry? Na to też jest rozwiązanie. Należy w takiej sytuacji zrobić kontrę tzw. "uściskiem dyplomaty". Oglądając wiadomości, zwłaszcza relacje ze spotkań polityków, zauważ jak się ze sobą witają.
Przykładowo prezydent Putin wita się zawsze dłonią wierzchem na dół, po czym na dłoń swego rozmówcy kładzie swoją lewą. Co to oznacza? Mówiąc w skrócie odpowiedź jest banalnie prosta: "ja tu rządzę". Tak wita się z podwładnymi Obama, Putin, czy nawet nasz ciapowaty i niezbyt rozgarnięty Komorowski.


środa, 21 maja 2014

Jak do tego doszło? Cz.2.

Przekonanie o swej totalnej bezwartościowości może dopaść każdego. Nie ma znaczenia w jakim wieku znajduje się dana osoba. Nawet jako osoba dorosła, można poczuć w pewnym momencie, że jest się do niczego.  Ludzie Cię lubią, żyjesz sobie spokojnie, a tutaj nagle coś Ciebie odmienia. Wydarza się coś, co zmienia Twe postrzeganie o sobie samym o 180 stopni. 

Cóż więc sprawia, że jako osoba dorosła zaliczasz dół rozpaczy nad sobą samym? Tak naprawdę nie ma na to zasady. Przyczyn jest kilka i postaram się wymienić te najważniejsze. 

Jakikolwiek rodzaj porażki może nas zdołować. Tobie coś się nie udało.  Ty zaś uważasz, że to Twoja "wina", ponieważ jesteś święcie przekonany(-a), że jesteś osobą mniej zdolną od innych, masz mniej szczęścia itd. Przykładowo nie dostałeś pracy. Sądzisz, że źle Ci poszła rozmowa kwalifikacyjna, albo nie znalazłeś się na czele listy kandydatów.

Bardzo źle może też się odbić na kimś redukcja stanowisk pracy. Wyrzucają Cię (czego nikomu nie życzę)  z zakładu pracy, w którym przepracowałeś(-aś) jakiś czas. W Twej głowie zaczyna pojawiać się myśl, dlaczego akurat Ty? Czyżbyś był naprawdę tak beznadziejnym pracownikiem, że postanowiono się Ciebie pozbyć? Zapewne nie, ale padło na Ciebie, a Ty się nakręcasz. Jest to o tyle groźne, że w naszym kraju dla wielu osób utrata pracy jest odczuwalna jak koniec świata. Dzieje się tak dlatego, że zwłaszcza starsze pokolenia są przyzwyczajone do tego, że jak złapią się jednej pracy to będą ją wykonywać do emerytury. Tak było dawniej, gdzie ustrój bardzo chciał mieć ludzi pod kontrolą, a skutki czujemy w naszej mentalności do dziś.

Poczucie odrzucenia ze strony jakiejś osoby (np. rzuca Cię chłopak/ dziewczyna). Podobnie odrzucenie przez system czy organizację może być wyniszczające. Np. leżysz w szpitalu i nikt się Tobą nie interesuje. (Podobnie w szkole/ pracy/ domu itd.) Naturalnie próbujesz uzyskać jakąkolwiek sprawiedliwość w "systemie", ale każdy umywa ręce i nie wiadomo kto i za co odpowiada. Sprawia to tyle trudności, że się poddajesz, a w Tobie narasta frustracja. (Pozdrawiam tutaj NFZ i polską służbę zdrowia - wiecie jak dobić pacjenta.)

Wreszcie, chyba najbardziej dołujące (zwłaszcza z punktu widzenia młodych osób) - bezrobocie. Jeśli od zakończenia szkoły nie udało Ci się znaleźć pracy, to zapewne musi to być dla Ciebie bardzo bolesne. Nie wspominam tutaj o leniach patentowanych, którzy po prostu nie chcą pracować. Zakładam, że chcesz pracować, masz chęci, no ale sytuacja sprawia, że nie masz gdzie. Do tego często może dochodzić presja ze strony otoczenia, najczęściej ze strony rodziców. "Myśmy w wieku 18-22 lat już dom budowali! A Ty siedzisz i nic nie robisz! Kiedy Ty do pracy pójdziesz?!" Być może wynika to z ich troski o Ciebie albo chorej frustracji. Tak czy inaczej daje to odwrotny efekt do zamierzonego. Zamiast poczuć motywację do działania, tylko czujesz się co raz bardziej sfrustrowaną osobą. (Co do wieku w którym powinno się zakładać rodzinę uważam, że nie ma to znaczenia.) Stąd bardzo prosto do popadnięcia w depresję.

Niektóre osoby tracą wiarę w siebie np. z powodu włamania do ich domu, napadu czy gwałtu, poważnej choroby czy śmierci kogoś bliskiego. Po prostu czują się wtedy totalnie bezsilni. Dajmy na to - pewny siebie facet, nagle staje przed napastnikiem, który mierzy prosto w niego z broni i grozi przy tym pozbawieniem życia.  Ktoś taki czuje się jakby mu odebrano męskość. Bandzior dosłownie zrujnował temu mężczyźnie jego wiarę w siebie. Poczucie bezradności potrafi dobić.

Oczywiście te zdarzenia nie muszą być aż tak dramatyczne. Żaden armagedon rodem z Hirosimy i Nagasaki.  Czasem są to pozornie błahe rzeczy. Przykładowo czujesz się gorszy(-a) bo przytyłeś(/aś) łysiejesz lub po prostu starzejesz się. No  dobrze, ktoś powie: "przecież to nic strasznego, świat się nie kończy!" Pozornie ma rację. Diabeł jednak tkwi tutaj w sposobie interpretacji danego zdarzenia. "Rozmiar" tragedii nie ma znaczenia. To jakie znaczenie nadasz temu zdarzeniu w swym wewnętrznym świecie ma wpływ na to czy uznasz się za bezwartościową osobę czy nie. 

Na koniec poproszę Cię o zrobienie następującej rzeczy. Weź kartkę papieru. Wypisz na niej rzeczy, które Twym zdaniem miały wpływ na Twój brak pewności siebie. Najlepiej wypisać pierwsze myśli jakie przyjdą Ci do głowy. Daruj sobie wymówki: "Nie tego nie napiszę, bo to brzydko brzmi". 
Przestań! To jest tylko dla Ciebie. Możesz w końcu wylać pomyje. 
To proste ćwiczenie ma na celu nauczyć Cię jak masz zacząć wyrażać swój gniew. W pierwszym odruchu może się zdarzyć, że przyjdą Ci na myśl najwłaściwsze odpowiedzi. Złość w Tobie nie wzięła się z próżni!

sobota, 10 maja 2014

Czerwony długopis narzędziem destrukcji?

Pisząc o przyczynach, z powodu których nie wierzysz w swe możliwości, niestety muszę poruszyć kwestię tego co dzieje się od lat w szkołach. A dzieje się to w każdej - bez wyjątku. Prawie nikt na to nie zwraca, uwagi, a tu cichcem masz robione pranie mózgu. 

Jeśli zawsze miałeś do szkoły "pod górkę" to zapewne mój tekst Cię uraduje. Ostrzegam Cię jednak, że nie popieram nieuctwa. Sam zawsze byłem i jestem nadal osobą żądną wiedzy.  Miewałem w życiu różnych nauczycieli. Jedni mnie inspirowali a inni wprawiali w zdumienie i niedowierzanie jak bardzo można być ograniczonym. Nawet ci beznadziejnie ograniczeni nauczyciele, którzy chcieli mi pokazać, że jestem do niczego nie zdołali stłumić tej żądzy i zazwyczaj kończyło się tak, że nie wiedzieli co ze mną zrobić.

Zastanawiałeś się kiedyś, jaki jest jeden z najstraszniejszych czynników w szkołach, który wpływa dość znacząco na Twą wiarę w swe możliwości? Zapewne zadziwię Cię, jeśli powiem Ci że to zwykły, niepozorny, czerwony długopis stosowany przez nauczycieli przy ocenianiu sprawdzianów itd.

No dobrze, ale co w tym takiego strasznego? Przecież to normalne, że cały czas podlegamy ocenie. Niby tak...Cały szkopuł tkwi właśnie w pozorności, że to nic takiego. Aby Tobie to wytłumaczyć musimy się odnieść do naszych instynktów samozachowawczych, które nasz gatunek wyrobił sobie przez wieki na drodze ewolucji.  W tym celu poproszę Cię byś przyjrzał się swemu otoczeniu - jeśli chcesz wyjdź na ulicę i przespaceruj się. Jeśli nie jesteś daltonistą - przyjrzyj się jaki kolor najbardziej rzuca się w oczy. Tak, jest to czerwień. Zapewne zauważysz, że wszystkie znaki zakazu i ostrzegawcze mają kolor czerwony lub czerwoną obramówkę (w przypadku znaków ostrzegawczych).  Czerwone światło na skrzyżowaniu wyzwala w Tobie odruch, który nakazuje się zatrzymać. Czerwony alarm ostrzega przed niebezpieczeństwem. Czerwone światła z tyłu samochodu mają Ci dać do zrozumienia byś zachowywał bezpieczną odległość od poprzedzającego Cię pojazdu. Ogólnie rzecz biorąc, nasz nieświadomy umysł odbiera czerwień, kolor krwi - jako ostrzeżenie przed zagrożeniem.

Wracając do systemu oceniania w szkołach. Jak to się ma do każdego z nas? Otóż, nasz system i sposób nauczania jest tak skonstruowany by wytykać nam nasze błędy i słabe strony. Z pozoru nic w tym złego, że ktoś Ci zwróci uwagę na błąd. Zapomina się przy tym jednak o umacnianiu naszych mocnych stron. Przypominam, przy tym, że mamy do czynienia z osobą młodą, której osobowość cały czas się kształtuje. Dodajmy do tego jeszcze, że wśród nauczycieli jest masa przemądrzałych frustratów mających problem ze swym ego ("jestem alfa i omega"), a to daje nam bardzo niestrawną mieszankę, która może jedynie wróżyć katastrofę. (Zaskakujące jest jak można być zarazem bardzo inteligentną i jednocześnie ograniczoną osobą - słowem "mieć końskie okulary na głowie.")

Teraz poproszę Cię, byś na moment przestał czytać ten tekst. Przypomnij sobie swe klasówki i wypracowania z polskiego. Nieważne czy byłeś/-aś z tego "orłem" czy też nie.  Zwróć uwagę na to, co najbardziej (po oddaniu ich przez nauczyciela) rzucało się Tobie w oczy. Masz już? Ok, no to wracaj do czytania.

Zakładam, że jesteś osobą inteligentną i bez trudu zauważyłeś/-aś, że pierwsze co się rzuca w oczy to błędy, podkreślone na czerwono.  Załóżmy, że napisałeś/-aś dobre wypracowanie, ale jak zwykle zrobiłeś przy tym kilka błędów, może niektóre zdania nie były sformułowane tak jak tego byś chciał(a).  Nauczyciel oczywiście zaznaczył na czerwono tylko to co mu się nie podobało i co zrobiłeś/-aś źle.  Teraz Twa podświadomość odbierze to tak "kurcze zrobiłem/-am aż trzy błędy...aż trzy!".

Możliwe, że wydaje się to bardzo na wyrost. Zwróć jednak uwagę, że przez minimum 10-12 lat każde dziecko ma w ten sposób powoli, ale systematycznie wbijane do głowy by skupiać się głównie na swych słabych stronach i błędach. Dodajmy do tego presję ze strony otoczenia, które nauczone tych samych schematów myślowych także nam wytyka nasze błędy W ten sposób masz programowany od dziecka lęk przed porażką. Jest to jeden z tych powodów, dla którego tak łatwo Ci wymienić swe wady i niedoskonałości. Gdy jednak przychodzi powiedzieć o swych mocnych stronach, wiele osób długo milczy, a nawet zaczyna płakać.

Powiedzmy sobie jasno! Od dziecka programują nas na tchórzliwe owce. Związek między lękiem przed porażką a systemem nauczania wobec powyższego jest aż nazbyt oczywisty.  Szkoły nie uczą nas jak sobie radzić z porażkami, tylko panicznego strachu przed nimi. A prawda jest taka, że kto nie ryzykuje ten nie je!

Sam nigdy nie spotkałem (choć słyszałem, że tacy są) nauczyciela, który by użył długopisu koloru spokojnej zieleni - koloru nadziei, którym by podkreślał to co mu się podobało w pracy ucznia, albo przynajmniej napisał "a spróbuj to zrobić w taki sposób...". Najpierw należy się skupiać, na mocnych stronach ucznia, by te stały się jeszcze mocniejsze. Dopiero potem można zacząć pracować nad tym co u danej osoby kuleje. W ten sposób zawsze będzie wiedział w czym jest dobry, i łatwiej będzie mu obrać kierunek w życiu. Każdy ma prawo być niedoskonałym, bo każdy w istocie taki jest. Należy jednak przy tym pamiętać o swych zaletach.

Tak samo Ty, weź kartkę, zastanów się nad rzeczami, które robisz dobrze (a przynajmniej poprawnie) i lubisz je robić. Wypisz swe zalety, talenty itd. Możesz sobie nawet powiesić to na ścianie w pokoju.  Potem zastanów się jak możesz sprawić by stały się jeszcze lepsze.

wtorek, 6 maja 2014

Jak do tego doszło? Część I.

O przyczynach, z powodu których zatracamy nasze poczucie swej wartości mógłbym napisać pracę doktorską (ale jako, że nie jestem po psychologii, także zasmucę tym faktem środowisko psychologiczne) i pewnie nie zdołałbym wyczerpać tematu.

Przyczyn jest wiele. Ogólnie sam dzielę je na dwie grupy. Pierwsza, to te tragiczne i smutne - te od razu się rzucają w oczy.  Druga zaś to przyczyny z pozoru błahe, choć mym zdaniem najgroźniejsze - później wyjaśnię dlaczego.

To co przeczytasz poniżej może Ciebie zszokować. Jeśli jesteś rodzicem i zastanawiasz, się czemu Twe dziecko jest ciągle nieszczęśliwe będzie to dla Ciebie jak kubeł zimnej wody. W tym momencie żywię głęboką nadzieję (choć wiadomo czyją ona matką), że zrobisz użytek ze swej inteligencji,  wyciągniesz daleko idące wnioski, skorygujesz swój tok myślenia i postępowanie.

Jak to się dzieje, że lądujesz w puszce? Cóż... Przyczyny dla, których dzieci zaczynają uważać się za bezwartościowe potrafią być bardzo zawiłe. Co ciekawe jako osoby już dorosłe mogą w ogóle tego nie pamiętać.  Z tego też powodu, część osób z którymi rozmawiałem nawet nie wie, jaki to fatalnym zbiegiem okoliczności znalazła się w tym okropnym stanie.

Lubię od czasu do czasu dla zabawy poudawać jasnowidza - jak to robię to już moja słodka tajemnica.  Zdarza mi się, że w przeciągu pierwszych 30 sekund rozmowy potrafię bardzo dużo wywnioskować na temat swego rozmówcy.  Pewne schematy od razu rzucają mi się w oczy. Często gdy zaczynam drążyć temat dzieciństwa i zwracać uwagę na pewne fakty z dzieciństwa (po czym na twarzy mego rozmówcy maluje się blady strach/ zdumienie - niepotrzebne skreślić), na światło dzienne wychodzą fakty, które znacząco mogły się przyczynić do ich obecnego stanu. 
W tym miejscu z góry zaznaczam, że nie jestem ani psychologiem ani też nie mam magicznych mocy  - po prostu mam nieprzeciętną umiejętność obserwacji ludzi. (To tak ku przestrodze gdyby ktoś mnie chciał męczyć o podanie szczęśliwych liczb na najbliższe losowanie totolotka.)

Najczęściej dostajemy w "spadku" schemat myślenia po naszych rodzicach (czy ogólnie rzecz biorąc otoczeniu), który nas blokuje i uczy strachu przed światem. Ironią jest, że najlepsze w tym wszystkim jest to, iż rodzice nie zastanawiają się nad tym co robią. Myślą, że ich postępowanie jest jedynie słuszne to dla Twego dobra, i choć powodowani być może dobrymi chęciami to jednak sposób w jaki się do tego zabierają woła o pomstę do Nieba... To wręcz niesamowite jak łatwo można małe dziecko nauczyć nienawiści do samego siebie.

W tym momencie przypomina mi się zdanie - i zapewne nie raz je jeszcze przytoczę - mojego znajomego, Pana Marka: "Dziecko to byle idiota może spłodzić, o ile jest sprawny fizycznie, ale rodzicem naprawdę BYĆ to jest dopiero sztuka." Jestem za obiema rękoma - a Ty? 

Wróćmy jednak do rzeczy. Być może Twoi rodzice mają żal sami do siebie. Coś im w życiu nie wyszło, więc cisną swe dziecko by było ich idealnym obrazem i tym czym sami by chcieli być. Nie jestem w stanie policzyć ile razy słyszałem, że dana osoba np. poszła na studia bo chciała by jej mama/ tata/ dziadkowie byli z niej dumni. A wszystko wg. chorego "widzi mi się" rodziców. No niby nic złego, że rodzice chcą by ich dzieci osiągały jak najwięcej, ale zazwyczaj na chęciach się tylko kończy i fatalnej realizacji. A kończy się tak, że wpędzają dziecko w chory perfekcjonizm (temat jeszcze poruszę i rozwinę). "Nie masz nic innego do roboty, masz się uczyć i przynosić same piątki! Innych ocen nie uznaję! Ja w Twym wieku musiałam/em zapieprzać i nie było czasu na naukę!" Brzmi znajomo? Brawo! Właśnie się dowiedziałeś skąd u Ciebie chora presja i świadomość że ciągle wiesz/ umiesz za mało. To da się jednak wyleczyć. 

Co się dzieje później? Takie dziecko dostanie np. trójkę, z przedmiotu który totalnie mu nie leży i boi się wrócić do domu bo przeraża je reakcja jego rodziców. "Dostałem trójkę, co za wstyd, rodzice mnie znienawidzą..." To dramat, który zatruwa myśli. Dlatego m.in. boisz się porażki.

Zdarzają się też sytuacje odwrotne.. Rodzicom/ otoczeniu (podobnie jak powyżej) nic się nie udało. Widzą w Tobie potencjał ale to ich przeraża. Z tego powodu starają się go zdławić by nie wyszła na jaw ich niekompetencja.  Przykładowo Ty masz wiedzę i/lub nieprzeciętne umiejętności. Chcesz doradzić tacie/ mamie/ znajomym by im pomóc a tu słyszysz "A skąd się ty na tym możesz znać? Nie prosiłam/-em Cię o pomoc - idź sobie!". Skoro mają gdzieś Twą pomoc to Ty już się nie starasz. Potem zaś narzekają, że nie chcesz pomagać i jesteś leniem. Istne błędne koło.

Masz marzenia o zrobieniu czegoś wspaniałego, a tu ciągle słyszysz "Znaj swe miejsce, nie wychylaj się! Jak Cię będą potrzebować to Cię znajdą, więc siedź cicho i nie zabieraj głosu jak Cię nie pytają!". Stąd też bierze się m.in. strach przed podjęciem inicjatywy.

Prócz tego w grę wchodzą takie sytuacje jak:
  • Ciągłe drażnienie Ciebie - ktoś Cię celowo wkurza a potem po chamsku i bezczelnie (gdy widzi, że już się złościsz), odpowiada: "No o co Ci chodzi? Na żartach się nie znasz? Tobie to już nic nie można powiedzieć?". Problem w tym, że mówi ciągle i za dużo. osobiście bym komuś takiemu knebel wsadził w buzię - nawet jeśli to by była moja matka/ ojciec.
  • Wykorzystywanie czy to psychiczne, emocjonalne, werbalne czy nawet seksualne. Przypomnij sobie ile razy chciałeś spełnić swe marzenie, uczciwie odkładałeś na to pieniądze, a tutaj nagle, któreś z Twych rodziców (czy rodzeństwa) zaczyna podnosić krzyk "Na co Ci to? Moich marzeń nikt nie spełniał! Trzeba kupić to i owo do domu, a Ty jakieś swe marzenia chcesz spełniać?! Ty egoisto!" I zaczynają cię dręczyć emocjonalnie, aż nie odpuścisz.
  • Ktoś znęcał się nad Tobą w szkole czy w domu - to bardzo częste zjawisko, i strasznie przygnębia myśl jaka jest tego skala.
  • Rodzice nie poświęcali Tobie dość czasu. Byli zajęci czy to czymś innym (np. pracą) albo innym dzieckiem. Ty przez to czujesz się gorszy/-a. Ktoś Ci mówił, że jesteś niechciany/-a, lub tak to odbierasz. Np. że jesteś tzw. "wpadką". Często jest skutkiem to też skutkiem pochodzenia z rozbitej rodziny, gdzie potem w miejsce mamy/ taty wchodzi macocha/ ojczym/ Oczywiście nie każdy kto pochodzi z takiej rodziny czuje się bezwartościowy.
  • Ostra krytyka - nigdy Ci nie mówiono co w Tobie jest dobre, za co można Cię podziwiać. Za to przy każdej okazji wytykano i rozdmuchiwano do granic absurdu najmniejsze z Twych potknięć.
  • Poczucie odrzucenia lub że jesteś niechcianym. To poczucie może wynikać z rozpadu małżeństwa, śmierci kogoś bliskiego, rozłąki z rodzeństwem. Ogólnie chodzi o wyrwanie z jednej sytuacji i wrzucenie w inną. 
  • Czujesz się wykluczonym z rodziny lub niedopasowanym. Takie poczucie często towarzyszy osobom które zostały adoptowane lub przybrane. Z kolei może być tak, że dopiero przy przybranych rodzicach dziecko może poczuć stabilizację, a odrzucenia doznali od prawdziwych rodziców.
Na razie tyle, ciąg dalszy wkrótce.